Niedługo wracam ale już odmieniona.

Niedługo wracam ale już odmieniona. Wczoraj były 3 tygodnie od mojej operacji bariatrycznej. Dokładnie częściowej resekcji żołądka zwanej sleeve.

Czemu się zdecydowałam na operację bariatryczną?

O zawsze byłam większa i okrąglejsza niż moi rówieśnicy. Przeszłam przez to wiele nieprzyjemnych sytuacji. Dojrzewałam szybciej niż moje koleżanki i to też nastręczało sporo problemów. Ale dramat zaczął się po 2 ciąży. Gdy urodziłam syna niewiadomo kiedy i jak zaczęłam rosnąć w szerz. W 3 miesiące przybyło mi prawie 30 kg. Moja ginekolog załamała ręce. Moje hormony zwariowały. Gdy syn miał około roku udało nam się je na tyle ustabilizować, że przestałam tyć. Była wielka radość i euforia ale waga pokazała 126 kg. Ja jeszcze młoda, przed 30 więc nie przeszkadzało mi to aż tak bo sprawna byłam całkowicie jak przed ciążą. No i wciąż w wielkiej radości, że waga już nie rośnie. Niestety okazało się, że jak nie rośnie tak samo i nie maleje. Co bym nie robiła to ani drgnie…

Ale zajęta małym dzieckiem i tym większym też. 😉 Powrotem do pracy, przeprowadzką i codziennością odpuściłam. Lekarz kazał przeczekać czas stabilizacji i obiecał, że max za pół roku ruszy… nie ruszyła przez kilka lat, co bym nie robiła to ona stała jak zaklęta aż kiedyś przypadkiem trafiłam na Fb na Dominikę Musiałkowską z Fundacji Insulinooporność. Poczytałam o sobie, zrobiłam badania. To było takie proste… Insulina i glukoza na czczo. Policzyłam ich stosunek na kalkulatorze Homa i okazało się, że jestem oporna na insulinę a mój organizm wytwarza jej za dużo.

Będzie długo…

jak nie chcesz zagłębiać się w szczegóły to pomiń. 😉 Ale muszę to opisać bo skoro niedługo wracam do Ciebie odmieniona to muszę to z siebie wyrzucić.

Wybrałam się do endokrynologa, dostałam leki w najwyższej dawce, po pół roku ich brania nie zmieniło się nic na wadze. Jedyna poprawa to to, że przestałam zasypiać w najdziwniejszych momentach. Międzyczasie jeździłam na konferencje IO do Wrocławia. Uczyłam się jak jeść, jak się ruszać. Ale waga była nieugięta. Poddałam się i odstawiłam leki bo po co faszerować się chemią jak nie działa. Waga nadal stała i to już mnie cieszyło. Nie powiem, że diety IO przestrzegałam na 100% ale te 80 na pewno 😉 za mocno jestem uzależniona od słodyczy.

Otyłość to choroba.

Ale ile człowiek otyły wytrzyma? Zaczęłam się odchudzać na własną rękę. testowałam mnóstwo diet bezskutecznie aż trafiłam na Post Dąbrowskiej. Postanowiłam spróbować bo brzmi genialnie. Tylko warzywa, które uwielbiam więc jaki problem? Na początek postanowienie było na 2 tygodnie ale tak się świetnie czułam, waga wreszcie spadała. Pierwszy raz od 8 lat widziałam opadające na wadze cyferki. Problem się zaczął gdy w 4 tygodniu zaczęłam śnić o chlebie, bułkach i pączkach. Dotrwałam do końca 4 tygodnia a waga pokazała 17 kg mniej!!! To było cudowne uczucie. Ale problem pojawił się przy wychodzeniu bo od większości produktów odrzuciło mnie i nie byłam w stanie ich przełknąć. Aż do momentu gdy nie zjadłam pierwszego pączka po poście…

Wpadłam w ciąg cukrowy a właściwie cukrowo-mączny. Byłam jak alkoholik wracający do nałogu. Widzę to dopiero teraz. Wtedy zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy tylko pojawił się problem bo przestałam się mieścić w ubrania sprzed postu… W 3 tygodnie przytyłam 26 kg… Tak 26 kg!!! Przebiłam moją najwyższą wagę. Załamałam się po raz kolejny i wróciłam powoli do diety dla IO by zatrzymać przyrost wagi.

Teraz wiem, że otyłość to choroba i trzeba ją leczyć a nie odchudzać ale niestety wtedy tego nie wiedziałam. Lekarz rodzinny kazał mi jeść mniej i się ruszać… Gdyby to działało to bym nie przytyła po 2 ciąży. Ile z Was słyszało od lekarza takie lub bardziej brutalne słowa? A ile dostało konkretną informację jak walczyć z nadwagą czy otyłością? No właśnie…

Edit… co do otyłości to muszę tu powiedzieć, że ten film po prostu trzeba zobaczyć. A każdemu kto ma problem z otyłością czy chociaż z nadwagą polecam książkę wspaniałej psycholożki bariatrycznej Agnieszki Węgiel „Jak nie masz w głowie to masz w biodrach”. Wg. mnie to powinna być lektura obowiązkowa każdego zmagającego się ze zbędnymi kilogramami.

Choroby cywilizacyjne czy efekty otyłości?

Poza insulinoopornością pojawiły się problemy z ciśnieniem, tętnem, i ogólne kłucia w klatce. okazało się, że kardiologicznie jestem zdrowa… do momentu podłączenia holtera. Na nim wyszło, że moje tętno w ciągu minut w stanie spoczynku potrafi z prawidłowego spaść do 40 a później skoczyć do 160… Wcześniej miewałam sytuacje, że walenie serca mnie wybudzało więc jakie wtedy musiały być skoki?

Dostałam leki. Pierwszy na tętno obniżył mi je tak, że o mało nie zeszłam i to już po pierwszej tabletce… bałam się wziąć drugą. Lekarz rodzinny (inny już niż ten z dobrymi radami) w końcu dobrał mi odpowiednie i tętno ustabilizowało się na poziomie 80-95, niżej spadać nie chciało ale też skończyły się kosmiczne skoki. Max tętno miałam 220… i dopiero 3 lekarz odwiedzony w ciągu doby wpadł na to by mi je sprawdzić i zareagować.

Tak przez kolejne lata brałam leki na nadciśnienie i tętno, co jakiś czas zwiększając dawki bo poprzednie przestawały działać. Nikt nie szukał przyczyny tego nadciśnienia. Oczywiste było to, że to przez otyłość ale przyczyn otyłości poza obżarstwem też nikt nie szukał… A ja brnęłam z jednej diety do drugiej. Nawet 2 razy wracałam do Postów Dąbrowskiej ale za 2 zgubiłam tylko 4 kg w 4 tygodnie a za 3 waga nawet nie drgnęła…

Tak wyglądałam w 2020 roku…

Mówiłam, że będzie długo ale z okazji, że niedługo wracam odmieniona to muszę się wygadać 😉

Jeszcze kilka akapitów i dopłyniemy do brzegu 😉 ale teraz będzie bardziej obrzydliwy moment więc wrażliwcom polecam przeskoczyć do „motywacji” 😉

5 lat temu dowiedziałam się, że mam mięśniaki ale spokojnie, wystarczy obserwować i jak zaczną dokuczać to trzeba będzie je usunąć.
Przy którejś kontroli na początku 2020 roku już mi przeszkadzały bo miałam bardzo obfite i bolesne miesiączki. Okazało się, że są już tak duże, że trzeba wyczyścić macicę. Ale ja jak to ja nigdy na nic casu nie mam więc poprosiłam o odwleczenie tego o 3 miesiące… Międzyczasie rozwinął się u nas pewien wirus i tak przeciągnęło mi się to o ciut ponad rok… Krwotoki miałam takie, że ledwo podkłady poporodowe dały radę to chłonąć i miesiączki trwały 14-16 dni.

Pierwsza ambrazja.

Doktor wyznaczył termin biopsji za 2 tygodnie, a o czyszczeniu rozmawiać mieliśmy jak już będzie miał wyniki. Tak się strasznie bałam, że nie mogłam usiedzieć w miejscu. Jak nie pracowałam to spacerowałam, odstawiłam całkiem cukier bo skoro biopsja to podejrzewa raka a rak karmi się cukrem… Tak tak my pacjenci dopowiadamy sobie co nieco do tego co mówi lekarz. Jak doktor miał mnie już w szpitali to dopiero mi powiedział o polipach, o endometrium z przerostami i, że wyczyści całą macicę łącznie z szyjką i wyśle materiał do biopsji. Nie chciał mnie straszyć w gabinecie bym znów mu nie zwiała…

Do wyników nadal nie mogłam u siedzieć i chodziłam kolejne 3 tygodnie… i wychodziłam sobie 17 kg na minusie! Nawet nie wiem kiedy i jak ale kortyzol to miałam taki, że praktycznie spać nie musiałam przez te 5 tygodni 😉 Wyniki okazały się dobre a ja się uspokoiłam… no i +9… i tak osiadłam na 130 kg. Po 3 miesiącach okazało się, że polipy i mięśniaki zaczynają odrastać. Rok po pierwszym czyszczeniu miałam kolejną ambrazję.

Tak wyglądałam gdy już dowiedziałam się jakie są wyniki i mogłam spokojnie oddychać 😉

Motywacja czyli cios poniżej pasa… przy okazji badań do 2 ambrazji

Drugą ambrazję robił mi już inny lekarz w innym szpitalu. Okazało się, że przed zabiegiem bada ordynator a ordynatorem okazał się lekarz, który prowadził moją pierwszą ciążę 20 lat wcześniej… Dostałam taki opiernicz za to jaka wielka jestem i informację, że ze zdrowiem będzie tylko gorzej, że poryczałam się na tym fotelu. Ordynator się chyba zorientował, że przegiął i w innym tonie zaczął tłumaczyć, że on nie chciał, że to nie tak… Że to się leczy, że nie ma na co czekać, że mam iść do bariatry i zawalczyć o siebie.

Początek drogi po lepsze i lżejsze życie czyli nie tak niedługo ale wracam odmieniona 😉

Tak też zrobiłam. W dzień w którym wróciłam ze szpitala umówiłam się na prywatną wizytę w Lubinie. Wizyta za 10 dni. Pojechałam na nią zupełnie niegotowa, bez jakichkolwiek badań, bez niczego… Ale i nic doktorowi nie było na tym etapie potrzebne. Zobaczył mnie, przeprowadził wywiad, policzył BMI i stwierdził, że jest w stanie mi pomóc i że kwalifikuje się do operacji na NFZ a żeby było fajniej to oni tu mają taki program i właśnie się dowiedzieli, że zostanie przedłużony i ja do niego pasuję idealnie.

Międzyczas czyli od 1 konsultacji do operacji. Program Kos-bar

Program nazywa się KOS-BAR i oni wszystko organizują. Badania, konsultacje i rehabilitacje. Ja mam tylko się stawiać w wyznaczonych miejscach i czasie. Jak wszystko będzie w porządku to do pół roku będę miała operację. Pierwsze oficjalne spotkani w programie KOS-BAR mieliśmy 30 czerwca. Pierwsze badania 1 września. Gdyby nie to, że pod koniec września rozłożyło mnie przeziębienie i musiałam przełożyć spirometrię, pulmonologa i internistę to operację miałabym 7-9 listopad. Ale nie ma tak dobrze, te konsultacje i badanie maiłam 27 lub 28 października i niestety już się nie załapałam na listę do listopadowych operacji. Ale 16 listopada dostałam cudownego smsa od naszej koordynator… operacja 21 grudnia!!! To był piękny dzień. 😀

Rozczarowanie czy szansa?

Na początku byłam wściekła, że nie było mnie na listopadowej liście, bo wszystko pod tern termin miałam ułożone. Ale uważam, że dało mi to więcej czasu na dobre przygotowanie się do operacji. Bo przygotowanie to połowa o ile nie więcej sukcesu. 😉 Czas pokaże czy faktycznie tak dobrze jak myślę.

Kolejne problemy ginekologiczne.

W sierpniu na kontroli okazało się, że nie minęły 3 miesiące a nowe paskudy wyrastają mi w macicy. Ewidentnie do usunięcia… Ale tu pojawia się ale i problem. Bo jeśli teraz amputują mi macicę to zostanę zdyskwalifikować z operacji bariatrycznej bo będę miała cięcie na brzuchu i będzie ono za świeże. O tym w brzuchu to nawet nie ma co wspominać. Lekarz podjął decyzję o wprowadzeniu hormonu by zmniejszyć tępo rośnięcia mięśniaków i polipów i wyłączyć mi okres bym się nie wykrwawiła do operacji 😉

Okresów niestety nie udało się wyłączyć. Pojawiają się nadal i to bardziej regularnie ale dużo mniej krwawo 😉 więc do zniesienia… choć jak któregoś miesiąca miałam 22 dni to się już bałam, że nigdy się nie skończy. Ważne, że paskudy nie rosną za szybko 😀

Przed operacją

Przed operacją jeszcze jedno spotkanie z chirurgiem, anestezjologiem i badania krwi. Szybkie ogarnięcie czasoprzestrzeni i zamówień, które obiecałam zrobić do końca toku. Udało się. Styczeń już wcześniej miałam mieć wolny bo od początku wiedziałam, że muszą mnie zoperować do końca grudnia. To właśnie urok całego programu. operacja w ciągu 6 miesięcy i nie tracenie czasu na szukanie specjalistów, dzwonienie, umawianie się. Jak dla mnie idealnie, aż szkoda, że nie w każdej kwestii nasza służba zdrowia tak sprawnie działa.

Szpital i operacja.

Spakowana w walizkę na kółkach stawiłam się 19 grudnia w szpitalu w Lubinie na ul. Bema ok 7-7,30 rano, po drodze odebrałam wyniki badań krwi. Na początek test czy nie mam czegoś niewskazanego. Ufff wyszedł negatywny. stras był bo wiem, że wychodzą pozytywne i wtedy pacjent jest odsyłany do domu. Później trochę czekania, przebieranie i jazda na oddział. Na sali zostałam zakwaterowana z dziewczyną z programu więc przegadałyśmy cały dzień.

Mimo, że miałyśmy być na czczo to dostałyśmy obiad i kolację. Operacja następnego dnia. Koleżanka idzie pierwsza a ja ostatnia. Dzień pełen atrakcji, rozmów z lekarzami i personelem oddziału. Dostałam wenflon w łapkę, i zastrzyk przeciwzakrzepowi, gąbeczkę nasączoną specjalnym płynem i mundurek na salę operacyjną. Rano prysznic, nowe ciuszki, pończoszki uciskowe i czekanie. A jeszcze się spakować bo przenosimy się na salę pooperacyjną. Tu musze powiedzieć, że opiekunowie w szpitalu wspaniali 😀 Dziękuję za cierpliwość do nas, pacjentów.

Bez emocji może być nudno.

Niestety nie może mi być za dobrze. Po pierwszej operacji przychodzi lekarz i mówi, że mogą nie zdążyć mnie dziś zoperować bo anestezjolog musi wyjść wcześniej. Ja już przebrana, na szczęście jeszcze bez pończoszek uciskowych i w swoich spodniach. Bałam się siąść w tych operacyjnych bo to delikatne a opinały mi się na biodrach… Nie chciałam świecić tyłkiem. 😉

Walczyłam by mi nie podano kroplówki przed operacją skoro nie wiadomo czy będę dziś operowana. Niestety nie zdążyli. Wpadłam jako pierwsza 3 dnia w szpitalu, na salę operacyjną jechałam ok 8. Ok 11 byłam już na sali pooperacyjnej. Byłam w stanie napisać tylko, że jestem po i idę spać. Ułożyłam się na prawym boczku w półleżącej pozycji. Wiedziałam już co mnie czeka i podniosłam sobie oparcie łóżka. Spanie było marne bo męczył mnie gaz, którym wypełniają jamę brzuszną i ten po gastroskopii. Spokojnie ta gastroskopia jest jak już nas uśpią na sali operacyjnej więc nic nie pamiętałam. Ale miałam wrażenie, że mam w brzuchu wielkiego szczura co grasuje mi między wnętrznościami od podbrzusza po same barki i obojczyki.

Pionizowanie.

Ciężko było wytrzymać nawet w tej półleżącej pozycji i będąc w czymś między snem a jawą do tego zamroczona opioidami. 😉 Ale ok 15 przyszli lekarze i mogłam wreszcie usiąść. Tak leżąc, drzemiąc i w gorszych momentach siadając spędziłam resztę popołudnia. Pozwolenie na wstanie i spacer dostałam dopiero wieczorem. Ale jaki ten spacer był cudowny… Nie dość, że poszłam do toalety to i po korytarzu pospacerowałam. Dzięki temu te gazy trochę uszły ze mnie. Bekałam jak stary Niemiec na Oktoberfest 😉 Ale wg mnie to lepsze wyjście z dwóch możliwych 😉

Po operacji, czyli zaczynam nowe życie.

Ze szpitala wyszłam drugiego dnia po operacji. Czułam się już świetnie. Dużo chodziłam po korytarzu bo to najlepszy sposób na „rozchodzenie” gazów. Dojechałam do domu i leniłam się 😀 Ale tak totalnie. Nawet na wigilie nie poszłam tylko leżałam i się regenerowałam. Spacery to tak po mieszkaniu albo w koło bloku. Dalsze były ciężkie. Szybko się męczyłam ale przy porcjach płynnych o pojemności 40-60 ml to ciężko znaleźć energię.

Teraz porcie mam już ok 60-120 ml zależnie od konsystencji. posiłek jem już w 20-40 minut a nie około godziny 😉 a tych posiłków mam 4 😀 Kaloryczność już zazwyczaj przekracza 500 kcal a czasem dochodzę do 700 i co najważniejsze to białko mam na poziomie 60-75g na dobę. 😀
O dziwo to co dla wielu osób po operacji jest wyzwaniem idzie mi świetnie aż się bałam czy nie za dobrze. 2 tygodnie po operacji już spokojnie wypijałam 2 litry wody w ciągu dnia. Ale moja dietetyk była ze mnie dumna więc i ja się cieszę i spokojnie czekam na kolejne wprowadzane smaki i konsystencje. Rozszerzanie diety jest jak u małych dzieci. No i nie wszystko smakuje mi a czasem mimo, że mi smakuje to brzuszkowi nie pasuje.

Częstym problemem osób po operacji bariatrycznej są wymioty. Moim na szczęście nie. Tzn. nie tak zupełnie nie ale jak na 3 tygodnie i tylko 3 takie incydenty to jest dużo lepiej niż się spodziewałam.

Ból

Co do bólu po operacji to jest mniejszy i mniej dokuczliwy niż po ambrazjach. Dużo szybciej doszłam też do siebie. Mogę teraz więcej niż 3 tygodnie po ambrazji. Czuję lekki ból jak dotykam brzucha w miejscu gdzie wcześniej był żołądek ale tam się jeszcze w środku wszystko goi. Czasem ciągnie mnie dziura a właściwie już blizna przez, którą wyciągany był żołądek ale lekarz ostrzegali, że tak będzie bo tam mocniej poszyte jest.

Czuję się świetnie, bólu już prawie nie mam, zaczynam jeść już stałe pokarmy, chodzę na spacery, intensywnie myślę o dodatkowej aktywności, ale to jeszcze tydzień lub dwa. Wrócę na basen, zacznę od ćwiczeń na kręgosłup na leżąco. Tęsknię za zumbą ale jak się rozruszam to może zacznę regularnie sama tańczyć. Gdy zamknęli wszystkie zajęcia w 2022 mąż mi kupił specjalną grę na PS bym mogła tańczyć w domu ale zdecydowanie ją zaniedbałam. Teraz nadrobię, ale wszystko powoli i po kolei.

Jakie zmiany do tej pory?

Od czerwca do listopada zgubiłam 14 kg. Większość listopada i grudzień waga stała jak zaklęta mimo utrzymania diety. Ale postoje są normą i muszę się do nich przyzwyczaić. Oswoić się z nimi bo będą ze mną już na długo. Pół roku po operacji widać najwięcej zmian. Zachodzą szybko i sylwetka najbardziej się zmienia. To czas na naukę jedzenia, ruszania się i po prostu nowego życia. A już widzę, że to nowe życie będzie świetne. Odmiana dopiero się zaczyna ale będę tu wracać i niedługo napiszę kolejny post o postępach.

Dopiero 3 tygodnie a ja już czuję różnicę w samopoczuciu, jestem lekka, szczęśliwa i pełna nadziei. Od operacji ubyło mi ciut ponad 8 kg. Także w sumie mniej mnie o 22. 😀 To jest największy mój spadek wagi od 14 lat.

Jedyny minus to, że tracąc naturalny wypełniacz pojawiają się zmarszczki. 😉 ale myślę, że figura i dobre kramy to jakoś zrekompensują.

Niedługo wracam ale już odmieniona.

Także kochani… Niedługo wracam ale już odmieniona i nie mogę się tego doczekać <3

Jeśli potrzebujesz ze mną kontaktu to tu znajdziesz wszystkie namiary na mnie 🙂

Przepraszam i dziękuję <3

Ogólnie miało być krótko i zwięźle ale po tym ile dostaje pytań na priv na facebooku postanowiłam ciut temat rozwinąć. Wybaczcie, że dość chaotycznie ale starałam się naświetlić problem mniej więcej po całości. W razie pytań to zapraszam do rozmowy pod tym wpisem. Chciałabym by wszystko było w jednym miejscu i bym nie musiała każdemu odpowiadać na zbliżone pytania. Przyznam, że tych pytań jest mnóstwo i jak pozbieram je wszystkie razem to zrobię osobny wpis z odpowiedziami 🙂

A teraz dziękuję, tym którzy dotarli do końca. 😀 Wielki szacun, że przebrnęliście. Teraz mogę powiedzieć że całkiem niedługo wracam, prawie nowa, odmieniona 😀

Wielu z moich znajomych i klientów interesuje co tam u mnie więc będę czasem pisała tu o tym a i na bieżąco można zobaczyć co u mnie. Prywatnie na moim profilu na Facebooku i pracowniowo na moim fanpage Folk Melanii. Postaram się zdawać relację z postępów przynajmniej raz w miesiącu. Ale to tak przez pół roku bo później zmiany będą wolniejsze. 😉

Możesz również polubić…

6 komentarzy

  1. Alexx pisze:

    Brawo! Całe życie uczymy się dbać o siebie…<3 trzymam kciuki

  2. Ada.C pisze:

    Super, w wannie wszystko przeczytałam aż się całą pomarszczyłam od tego moczenia😂.Trzymam kciuki za Ciebie i za siebie bo koniec kwietnia idę ja na stół.Niech moc będzie z nami 😘Pozdrawiam Ada

    • krawcowa pisze:

      Przepraszam <3 ale ostrzegałam, że będzie długo 😉
      Trzymam kciuki i życzę Ci byś po czuła się przynajmniej tak dobrze jak ja a nawet lepiej 🙂
      Pozdrawiam 😀

  3. Iza pisze:

    Ja zawsze bylam szczupla, momentami chuda. Nasluchalam sie, ze jestem anorektyczka – nawet od lekarzy. Nawet jak jadlam strasznie duzo to tylko mi brzuch wydymalo a reszta dalej byla patyczkowata. Zawsze jak widze osoby z wieksza waga to wlasnie widze, ze one nic nie moga z tym czesto zrobic i potrzebna jest pomoc zewnetrzna. Trzymaj sie cieplutko i ciesz sie nowa droga w swoim zyciu.

    • krawcowa pisze:

      Niestety im więcej się katujemy dietami tym gorzej później na tym wychodzimy. Brak edukacji żywieniowej w szkołach i społeczeństwie skutkuje coraz większym problemem.
      Dziękuję 😀 nowa droga coraz bardziej mi się podoba <3
      pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *